poniedziałek, 29 września 2014

chapter five

***
Jechałam z Justinem już jakiś czas i zaczęłam się powoli uspokajać.  Po drodze wstąpiliśmy do McDonald 'a, gdzie chłopak zamówił nam coś do jedzenia. Teraz przy ogrzewaniu włączonym na maksimum, siedząc otulona bluzą chłopaka czułam coś, czego nie otrzymałam od bardzo dawna- troskę.
-Ciepło ci?- zapytał lekko skrępowany.
-Wiesz, że nie musiałeś.- wyszeptałam.
-Wiem to doskonale. Ale chciałem to zrobić. Powiedz mi co się stało, skarbie. Będzie Ci lżej.
-Nie chcę o tym gadać. Pewnie i tak nie zrozumiesz.
-Jesteś pewna? Proszę, opowiedz.
-Kilka lat temu zmarła moja mama.... -zaczęłam.
*Justin's POV *
-Było to dla mnie i dla ojca wielkim ciosem. Wtedy w moim życiu nastąpił tak wielki chaos, że ja sama nie potrafiłam się w nim odnaleźć.  Byłam zrozpaczona, popadłam w depresję. I wtedy pojawił się on -Matt. Jak rycerz na białym koniu -powiedziała sarkastycznie. - Uczynny, miły,  jednym słowem - cudo. Wszystkie dziewyczyny się za nim uganiały, a on wybrał właśnie mnie. Cieszyłam się jak głupia,  wiesz?  Byłam głupia.- mówiąc to w jej oczach pojawiły się łzy.- Przez jakiś czas było cudownie,  czułam się jak księżniczka w jakiejś pieprzonej bajce.  Potem chciał ze mną no wiesz... Ale ja nie chciałam, miałam 16 lat, nie byłam na to gotowa.  Wtedy się zaczęło. Groźby,  że ze mną zerwie. Pewnego wieczoru byłam sama w domu.  Przyszedł pijany i naćpany, Justin. -zacisnąłem mocniej ręce na kierownicy.
- Czy on Cię...
Nie odpowiedziała tylko zaniosła się płaczem. Skręciłem gwałtownie i po chwili się zatrzymałem.
-Chodź -powiedziałem
wyciągając z bagażnika koc. Wziąłem ją za rękę i splotłem palce naszych dłonie. Zaprowadziłem ją w miejsce gdzie zawsze przychodzę, gdy mam problem. Na wysokie urwisko, z którego roztacza się widok na całe miasto.
Rozłożyłem koc i usiadłem na nim pociągając na siebie dziewczynę.
-Dziękuję ci, Justin.- wyszeptała w mój tors.
-To ja ponienem ci podziękować - spojrzała na mnie zdezorientowana -Zaufałaś mi.
-Obiecaj mi coś.- poprosiła.
-Co tylko zechcesz.
-Nie zrań mnie.
-Obiecuję, Audrey. -powiedziałem,  choć wiedziałem, że nie będę potrafił dotrzymać obietnicy. Pocałowałem jej brązowe włosy.
Wtedy naprawdę zacząłem się zastanawiać czy ten zakład miał sens.
Zacząłem żałować, że się założyłem z Butlerem, o to, że skrzywdzę tego anioła. Z każdą chwilą, coraz bardziej.
Objąłem dziewczynę ramieniem.
-Może chciałabyś jakoś odreagować? Pojechalibyśmy na weekend sami?
-Nie wiem Justin.
-Proszę...-sunąłem nosem po jej odkrytym obojczyku.
*Audrey POV*
-Dobrze, myślę, że możemy.- powiedziałam delikatnie odsuwając się od chłopaka i patrząc głęboko w jego oczy.
Pochylił się w moją stronę,  tak, że czułam na szyi jego miętowy oddech. I stało się. Musnął delikatnie moje spierzchnięte wargi, po chwili robiąc to samo w kółko i w kółko. Przygryzł delikatnie moją wargę i przez chwilę nieuwagi wsunął w moje usta swój język. Dokładnie badał moje podniebienie.  Po chwili poczułam na całej sobie, wodę. Zaczął padać deszcz, ale my nie odrywając się od siebie,  zaczęliśmy tworzyć swoją własną historię. 
-----
Przepraszam, że taki krótki,  przepraszam, że musieliście czekać. Przepraszam.
Ale mam trochę problemow
I na razie nie dam rady.

Następny rozdział = 10 komentarzy
~Nawet jeśli już tyle będzie proszę o dalsze komentowanie :cc

8 komentarzy:

  1. romantyczna scena pod koniec, jak slodko <3 tak mi sie wydaje ze na tym ich wyjezdzie cos sie stanie, a teraz wydaje mi sie ze Justina zaczyna zakochiwac sie w Audrey, ale jeszcze o tym nie wie. z niecierpliwoscia czekam na nn rozdzial. zycze wenny ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny rozdział <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny ! Niesamowity ! Ekstra !! ❤️❤️❤️

    OdpowiedzUsuń